czwartek, 21 maja 2015

Rozdział 1: W poszukiwaniu zemsty

Minął już miesiąc od zabójstwa mojej babci. Choć było to tak dawno temu, wciąż nie mogłam w to uwierzyć. Czasem nawet łapałam się na tym, że mówię sama do siebie, myśląc, że ona mnie słucha. Niestety zostałam zupełnie sama… Moi rodzice nie żyli już od siedemnastu lat. Obecnie miałam dziewiętnaście. Fizycznie czułam się jak nastolatka, ale psychicznie byłam bardziej czterdziestolatką – doświadczoną przez życie wielokrotnie.
Przeszłam przez pokój. Otworzyłam szafę. Musiałam zrzucić z siebie brudne ubrania. Zaczęłam przeglądać koszulki – zdecydowałam się na czarną bokserkę i legginsy. Kiedy już miałam zamknąć drzwiczki, mój wzrok powędrował ku odbiciu w lustrze. Wpatrywałam się w swoje zmęczone życiem oblicze. Pod oczami nieustannie miałam sińce, a usta spierzchnięte. Ta piękna dziewczyna, którą kiedyś byłam, już dawno przepadła… Kruczoczarne włosy opadały na plecy, otaczając mnie delikatnymi falami. Twarz niewielka, niegdyś śliczna. Byłam młodszą wersją Gwendolyn Monterey –niewysokie czoło, idealnie wyregulowane, czarne brwi wygięte w łuk ku końcu, lazurowe oczy okolone długimi rzęsami, wystające kości policzkowe, a pomiędzy nimi prosty, lekko rozszerzony ku końcu nos oraz idealnie wykrojone, różowe wargi. Kiedyś czułam się piękna, ale teraz byłam jedynie cieniem dawnej świetności.
Musiałam jedynie pokonać potwora, który odebrał mi babcię, by odzyskać dawne, aczkolwiek samotne, życie. Byłam już tak blisko. Mój wzrok od razu powędrował do sztyletu, który spoczywał teraz pod materacem łóżka. Należał do mordercy. Nie było na nim krwi, ale zapewne w ferworze walki z tak potężną wiedźmą, napastnik musiał go zgubić. Znalazłam go przy jedynej ocalałej, ale osmolonej, ścianie.
Athame – broń, która mogła zabić każdego nadczłowieka, nie mogła należeć do człowieka, ponieważ gdyby wziął ją do ręki byłby martwy w ciągu ułamka sekundy. Natomiast, gdy to ja go dotknęłam, pokazał mi oblicze mordercy. Zaraz po tym wyruszyłam w podróż. Przemieszczałam się z miasta do miasta, wiedząc, że depczę mu po piętach. Znałam jego wygląd. Był to chłopak o atletycznej budowie, wysoki (na około sto dziewięćdziesiąt centymetrów), a przy tym szczupły. Gęste, czarne włosy, sterczące na wszystkie strony i, nieco ciemniejsze od moich, niebieskie oczy, wydatne kości policzkowe, nos lekko zadarty oraz pełne usta. Miał też lekki zarost. Wyglądał jak ucieleśnienie kobiecych fantazji… A ja musiałam go zabić.
Otrząsnęłam się z rozmyślań. Przyjrzałam się swojej nieco wychudzonej sylwetce i delikatnie zaokrąglonych kobiecych kształtach. Odkąd zostałam sama mało jadałam. Nie mogłam. Czułam się okropnie. Siadałam sama w pokojach hotelowych, patrząc w ściany. Od czasu do czasu oglądałam telewizję. Głównie czytałam księgi, które odruchowo zabrałam ze sobą, gdy wyszłam z domu jeszcze przed katastrofą. Było w nich pełno zaklęć. Babcia dobrze mnie wyposażyła. Oprócz tego, trenowałam – co wieczór. Uwielbiałam, gdy księgi za sprawą moich mocy wisiały w powietrzu i lekki powiew przewracał ich strony. Czułam się wówczas jak prawdziwa wiedźma.
Zatrzasnęłam drzwiczki szafy, po czym wpadłam do łazienki. Szybko zrzuciłam z siebie brudne ubrania. Pełno było na nich brunatnych plam. Nie chciałam się przyznać przed sobą, że może moje metody poszukiwawcze są zbyt brutalne. Jednak to co się teraz naprawdę liczyło to słodka zemsta. A co potem?
Nagle zdałam sobie sprawę z tego, że mój dawne życie już nie powróci. Stałam się potworem bez serca, bez możliwości powrotu dawnej mnie.
Przygryzłam dolną wargę, gdy łzy napłynęły mi do oczu. W ostatnim czasie bardzo często zdarzało mi się płakać. Nie chciałam tego. To oznaka słabości, a ja jestem silna… Jestem silna!
Opadłam na podłogę, naga, czując się zbrukana. Jak ktoś mógł odebrać mi jedyną osobę, która znaczyła dla mnie tak wiele?! Jak?!
- Och, babciu – stęknęłam.
Przejrzyste krople łez spływały po moich policzkach, torując sobie drogę aż do moich piersi. Zacisnęłam dłonie w pięści i z całych sił uderzyłam nimi o ścianę. Zostałam sama. Zupełnie sama. Nie miałam nikogo, do kogo mogłabym się zwrócić. Nikogo, kto przytuliłby mnie i powiedział, że będzie dobrze… Nie ma i nie będzie, doskonale o tym wiedziałam.
Nie wiem, ile minęło czasu zanim podniosłam się z zimnych kafelek i poszłam pod prysznic. Nie zawracałam sobie tym głowy. Nabrałam na dłoń mydła z dozownika i powoli zaczęłam rozcierać je po moim zesztywniałym ciele. Spadały na mnie kaskady gorących kropel wody, zmywając ze mnie brudy dzisiejszego dnia. Minę tamtego nieszczęśnika, którego musiałam torturować w zamian za informacje, a potem zabić z zimną krwią. Do oczu ponownie napłynęły mi łzy, ale powstrzymałam je. Pociągnęłam nosem. Wydałam z siebie ciche westchnienie.
Już po chwili było po wszystkim. Rozsunęłam drzwiczki brodzika. Stanęłam na szorstkim ręczniku. Machnęłam jedynie ręką, a moje ciało natychmiast wyschło. W zamian za to pojawiła się gęsia skórka. Zadrżałam. Zaraz jednak założyłam przygotowane wcześniej ubrania, które leżały teraz w kupce na podłodze.
Podeszłam do lustra. Szybko wyszczotkowałam mokre włosy. Ponownie machnęłam ręką. Nie dość, że wyschły to jeszcze stały się puszyste. Przyjrzałam się swojej twarzy krytycznie. Szukałam jakichkolwiek śladów, że płakałam. Gdy nie znalazłam żadnego defektu, uniosłam dumnie podbródek i opuściłam łazienkę, w której panował zaduch. Przeszłam po szorstkiej wykładzinie do komody, stojącej pod oknem. Wyciągnęłam jedną parę białych skarpetek. Założyłam je równie szybko, jak trampki po chwili.

Zanim jednak opuściłam pokój, wetknęłam sobie athame za pasek moich spodni oraz wyciągnęłam wisior, który już po chwili ukryłam pod bluzką. Ostatni raz zmierzyłam wzrokiem pomieszczenie – łóżko z szafką nocną pod ścianą po lewej stronie, komodę i biurko naprzeciw oraz ogromną szafę tuż przy drzwiach. Niczego nie zapomniałam. Miałam wszystko czego potrzebowałam, by zabić wampira. Wybiegłam z pokoju z tą myślą. Czułam, że Dylan Thorne będzie cierpiał dziś tak bardzo jak moja babcia, albo gorzej.